Dzień dobry,
Kilka dni temu zmarł nasz kochany 5 letni kotek. Przez cały dzień zachowywał się normalnie, biegał po mieszkaniu, bawił się. Rano zjadł normalnie. Wieczór ok godziny 20 zwymiotował, najpierw karmą, później 2 razy białą pianą. 2 godziny później położył się na swoim ulubionym fotelu, zaczął bardzo szybko oddychać i ślinić się. Ogólnie osłabł strasznie, ale kontaktował, reagował na imię. Zszedł jeszcze ledwo z krzesła i położył się pod stołem, nadal był bardzo słaby. Pojechaliśmy szybko do weterynarza, podał kroplówkę, pobrał krew do badania (krew praktycznie nie chciała płynąć). Z badań wyszło, że bardzo duży spadek limfocytów, jakiś duży stan zapalny. Podaliśmy kotku środki przeciwbólowe i zabraliśmy go na tlen. Po tlenie troszkę ożył, zaczął na chwile walczyć, ale miał widoczne problemy z poruszaniem. Badania na FIC i białaczkę wyszły negatywne. Lekarz stwierdził, że poda mu jeszcze kroplówkę i rano żebyśmy wrócili na dalsze badania. Niestety widzieliśmy, że z kotem jest coraz gorzej, przestał już kontaktować i tak mu trzepało główką. Poszliśmy mu jeszcze podać tlen, ale było już tylko coraz gorzej, oczy szeroko otwarte, nie reagowały na dotyk. Na USG serduszko jeszcze biło ale ledwo, więc lekarz stwierdził, że to koniec i najlepiej będzie go uśpić, żeby się nie męczył. I tutaj moje pytanie, co mogło być powodem śmierci i czy dało się go uratować, ale lekarz nie zrobił wszystkiego?
Pozdrawiam.
Dzień dobry.
Jeśli chce Pan określić dokładną przyczynę zgonu pupila, powinien Pan zdecydować się na sekcję zwłok w laboratorium weterynaryjnym. Tylko na tej podstawie da się określić, co spowodowało tak gwałtowne pogorszenie samopoczucia pupila. Bez wyników badania zwłok można tylko snuć teorie i zastanawiać się, co mogło się stać. Najczęściej tak gwałtowne objawy i szybki postęp obserwujemy w nadostrym przebiegu chorób zakaźnych, przy bardzo silnej niedrożności jelit, albo przy perforacji przewodu pokarmowego (proszę się zastanowić, czy kot nie miał tendencji do zjadania różnych, nie do końca jadalnych przedmiotów albo roślin, które mogłyby mu zaszkodzić). Myślę, że na chwilę obecną analizowanie tego przypadku nic nie wniesie – zrobił Pan wszystko, co w Pana mocy, by uratować pupila. Niestety, zdarzają się przypadki, gdzie mimo najszczerszych chęci, nauka, lekarze i opiekunowie są po prostu bezsilni. Strasznie mi przykro, że spotkało to Pana pupila.
Pozdrawiam, Katarzyna Holownia-Olszak, lekarz weterynarii.