We wtorek pożegnała mojego kotka Czarusia. Miał zaledwie 7 miesięcy. Był mieszanką rasy birmańskiej i ragdoll. Podjęliśmy z partnerem trudną decyzję o uśpieniu. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i trwało tydzień. Po tym jak zauważyłam, że ma wyraźne problemy z chodzeniem zabraliśmy go do weterynarza. Lekarka nie wiedziała jaka jest przyczyna, dlatego pobrała mu krew. Tu był wielki problem ponieważ krew nie chciała "lecieć" tylko kapała. Na drugi dzień telefon z lecznicy,w krwi jest Koronawirus i żeby jeszcze raz przyjechać na pobranie krwi. I tym razem był z tym problem dlatego pobrano mu ją z szyi. Dostaliśmy Kortizon i witaminę B. Niestety pomimo leku Czaruś nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie - dużo gorzej. Chodził jak pijany, wstawił i się przewracał, tylne łapy wyraźnie odmawiały posłuszeństwa. Przerażona jego stanem pojechałam w sobotę raz jeszcze do weterynarza. Lekarka nie miała wyników bo to było tuż przed Wielkanocą, dała mi antybiotyk( nazwy nie zapisałam) i kazała karmić Czarusia przez strzykawkę, ponieważ przestał jeść, tylko pił trochę wody. Niestety antybiotyk też nie pomógł i Czaruś przestał w ogóle się poruszać. Nie miał siły wstać tylko leżał osowiały. Jestem w szoku jak to wszystko szybko się rozwinęło. Na leki czy jedzenie reagował wyrywaniem się, więc w poniedziałek wieczorek zrezygnowaliśmy żeby go nie męczyć, tylko trochę wody. Biedny leżał nieobecny, miał natomiast jakby częste dreszcze, silne drgawki które wykręcały mu ciało. Nie miał siły wstać do kuwety. Pojechaliśmy zaraz po świętach do lecznicy i tutaj zaskoczenie wyniki krwi dobre, niczego nie wykazały oprócz koronowirusa. Lekarka powiedziała że może być FIP ale pewności nie ma, ponieważ nie miał gorączki ani wody w brzuchu. Nie widząc żadnych perspektyw uspaliśmy go, zeby się nie męczył biedaczek. Miał sporadycznie rozwolnienia, kilka razy wymiotował ale nie w ostatnim miesiącu i to mogło być od zjedzenia piórka z zabawki. Teraz zadaję sobie pytanie czy mogłam mu wcześniej pomóc. Teraz przypominam sobie kilka wcześniejszych symptomów, które mój partner zbagatelizował, mówiąc że jestem nadwrażliwa albo kot tak się z nami drażni: np. Czaruś był trochę apatyczny, i miał krótkie momenty jakby miał problem z ciałem, zdrętwienie nie czuł tylnych łap. Albo nie doskoczył do celu, musiałam mu pomagać. Były to sporadycznie przypadki. Czaruś od zawsze był małym kotkiem, nie jadł dużo i był ogólnie zbyt mały jak na swój wiek. Szukam odpowiedzi na pytanie, co mogło mu dolegać...
Dzień dobry.
Niestety nikt już Pani w tej chwili nie odpowie na pytanie co kotu dolegało. Można ewentualnie wykonać sekcję zwłok. Jeśli to był FIP to jest to choroba nieuleczalna, tak więc nic nie można było więcej zrobić.
Pozdrawiam, lek. wet. Magda Zdanowska.