Dzień dobry, nazywam się Sofia i mam szesnaście lat. Niepokoją mnie problemy z moim kotkiem. Kupidyn jest (ponoć) rasy syberyjskiej i kupiliśmy go na początku stycznia tego roku. Kupiliśmy go bo nasza druga kotka, którą zaadoptowaliśmy w listopadzie czuła się samotna bez rodzeństwa więc uznaliśmy, że fajnie było by gdyby miała kolegę. Specjalnie chcieliśmy by był to samiec aby nie męczyły ja ruje. Kastracja nie wchodziła w grę bo już raz oddaliśmy ukochaną kotkę specjalistom na kastrację, już do nas nie wróciła pomimo wszelkich starań rodziców aby było maksymalnie bezpiecznie. Weterynarz był oddalony o 3h jazdy samochodem, bo zależało nam na najlepszym, oddzielna sala i kilku specjalistów przy tym dodatkowo maszyny reanimujące i podtrzymywające oddech. Myślę teraz, że mieliśmy złe przeczucia od początku. Do końca nie wiemy dlaczego tak się potoczył ten zabieg. No więc znaleźliśmy jej narzeczonego. Na zdjęciach było wszystko super dodatkowo kastracja nie była wymagana, a Pani nie chciała za to żadnych dopłat. Już od początku było wszystko nie tak. Przyjechaliśmy wieczorem, Pani zamiast nas zaprosić tak jak to było w przypadku kotki, wyniosła kotka w starym, zerdzewiałym i brudnym transporterze, tłumacząc się, że ma teraz gości i nie może nas wpuścić. Od razu przyniosła papiery, wyjęła kotka z transportera i pokazywała, że ma długą sierść jest ładny itd. Co zwróciło też naszą uwagę to straszny zapach kotka. Cały pachniał fekaliami, a dodatkowo był spsikany perfumami. Właścicielka powiedziala, że to dlatego, że ma długą sierść i trzeba go czasem podcinać pod pupą. No to okej. Byłyśmy ze starszą siostrą same i miałyśmy tylko wziąć tego kotka i w sumie nie wiedziałyśmy co robić. No to jak rodzice nas prosili zapłaciliśmy i siostra podpisała dokumenty, kotek pojechał z nami. W domu okazało sie, że sprawa wygląda gorzej bo w papierach kotek ma sześć miesięcy, a w porównaniu do naszej kotki nie wyglądał na więcej niż na na 2,5. Czyli, że nie możliwe aby ten kot z papierów to był ten sam co trafił do nas. Na początku musieliśmy go kilak razy wyszorować bo mało tego, że nie miłosiernie śmierdział to jeszcze te perfumy, które nawet nas szczypały w nos. Postanowilismy, że go umyjemy, nakarmimy i zobaczymy jak to będzie wyglądało. Przez najbliższe dni okazało sie, że kotek nie umie chodzić tylko pełza, a i nie rozumiał zastosowania kuwety, tylko robił tak jak leżał pod siebie jak mały kotek i żeby nikt nie zauważył co robi ścierał sobie wszystko w ogon. Załatwiał się też nie normalnie. Zamiast pójść raz i się załatwić to cały dzień po trochu robił. Zabraliśmy go do weterynarza. Weterynarz uznał, że biedak trafił na lewą hodowlę, którą mało interesują losy zwierzęcia. Prawdopodobnie był trzymany w tym transporterze całymi dniami i nocami, miał gorączkę, był bity sądząc po jego reakcjach kiedy widzi ludzi, został odurzony jakimiś lekami na uspokojenie kiedy go zabierałyśmy i nigdy nie widział swojego rodzeństwa, może nawet matki. Tak wnioskujemy po jego reakcjach kiedy widział naszą kotkę. Zupełnie nie wiedział co ze sobą zrobić kiedy chciała się z nim pobawić i uciekał od niej przestraszony kiedy przechodziła obok. Wiele czasu minęło zanim nauczył się zabawy. Wcześniej nie rozumiał o co nam chodziło kiedy rzucaliśmy mu myszkę, czy bawiliśmy się takim patyczkiem że wstążkami. Tak samo kiedy widział małą kotkę biegającą za zabawką nie wiedział co ze sobą zrobić. Teraz ma siedem miesięcy i jest szczęśliwym kotkiem. Kocha swoją dziewczynę i nas wszystkich. Tak lubiącego zabawę kota jeszcze nie widziałam, jedyny problem jest, że on lubi przy zabawie mocno gryźć tak jakby robił tak z miłości. Tego nie zdołaliśmy go oduczyć. Czasem przychodzi i daje buziaki w usta czy policzek, niestety robi to ząbkami... Czuje się swobodnie, ma apetyt. Czasami chodzi i mówi coś sam do siebie. Nazwaliśmy go Kupidynem. Wszystko całkiem dobrze się ułożyło pozostało tylko kilka rzeczy, które wyniósł z początku swojego życia. Pierwszym problem jest związany ze zdrowiem. Nigdy ale to nigdy nie robi normalnej kupki tylko ma biegunkę, dodatkowo zazwyczaj jest z krwią. Według weterynarza krew bierze się z podrażnionego przewodu pokarmowego. Zalecił nam dawać leki na biegunkę i napar z ziela piounu podobno miał zadziałać. Trochę pomagało ale bez przesady. Szczególnie biedny kot znienawidził te lekarstwa, a to jeszcze chemia. Nie może całe życie brać codziennie leki na biegunkę. Dostawał leki na robaki ale nie pomogły. I tak już od kilku miesięcy. Dodatkowy problem jest z sierścią. Na początku był kulką puchu, co prawda sierść była matowa i jak wełna co kończyło się codziennym czesaniem i obcinaniem kłaczków. Mówiliśmy nawet na początku, że to nie możliwe, że jest syberyjskiej rasy bo oni nie są tacy puszyści. Teraz mówimy, że na odwrót nie może być syberyjskiej rasy bo oni nie są tacy łysi. Sierść jest słabiutka, krótka i matowa. Ogon jest średnio puszysty ale za to taki szary matowy i ogólnie brzydko ta sierść wygląda. Martwią mnie jego problemy ze zdrowiem. Może wy znajdziecie jakieś połączenie tych rzeczy i najwyżej podpowiecie jakie podjąć kroki aby mu pomóc. Dosyłam jego zdjęcie z dzieciństwa 🙂
Dzień dobry.
Na wstępie zaznaczę, że przykro mi, że poprzedni zabieg kastracji kotki nie potoczył się zgodnie z planem, jednak utrzymywanie kotki i kocura bez kastracji skończy się masową produkcją kociąt – czyli powielaniem wzorców z „hodowli” z jakiej ma Pani Kupidyna. W jednym miocie kotka może mieć nawet 8 – 9 kociąt, a w ciąży może być dwa razy w roku. Co zrobi Pani z taką ilością kotów? Ruja jest bardzo męcząca, a znaczący teren, niewykastrowany kocur potrafi „upiększyć” mieszkanie swoim zapachem. Każda ciąża i ruja zwiększa dodatkowo ryzyko wystąpienia guzów na listwie mlecznej. Przypomnę jeszcze, że w Polsce sprzedaż zwierząt bez zarejestrowanej hodowli jest nielegalna i karalna. Warto mimo wszystko przemyśleć kastrację. Jeśli chodzi o Pani pytania, jak sama Pani zauważyła, kot przebywał w fatalnych warunkach. W czasie, gdy potrzebował najlepszej jakościowo karmy, dużej ilości składników odżywczych, najprawdopodobniej mógł być głodzony. Wspomniała Pani o odrobaczeniu, ale nie wszystkie pasożyty można usunąć podając klasyczne preparaty. Warto wykonać badanie kału, aby określić, czy kot nie cierpi z powodu giardii – pasożyta, który żyje w ścianie kosmków jelit, namnaża się w nich i powoduje ich pękanie. W kale obserwowana jest wtedy krew, śluz, kot gorzej rośnie i jest wychudzony. Z podstawowych badań, pozwalających na zdiagnozowanie pupila, warto wykonać badanie krwi – na podstawie jednej małej próbki można wykryć wiele schorzeń. Warto też wykonać badanie USG jamy brzusznej, aby upewnić się, że kot nie cierpi z powodu żadnych wad wrodzonych w budowie narządów wewnętrznych. Jeśli hodowla faktycznie była tak fatalnie prowadzona, sugerowałabym też konsultację kardiologiczną – koty syberyjskie miewają predyspozycję do wad serca, w rozsądnie prowadzonych hodowlach wyklucza się z hodowli koty, które są nosicielami wadliwych genów. Również i w tym wypadku, kot z wadą serca może być kachetyczny, słabiej przyrastać.
Pozdrawiam, Katarzyna Hołownia-Olszak, lekarz weterynarii.